Od kilku dni do uszu naszych dociera huk detonacji. Początkowo nie orientowaliśmy się, skąd on pochodzi, i co oznacza. Nie ulegało wątpliwości, że nie są to salwy armatnie. Okazało się, że były to wybuchy dynamitu, burzące spalone domy w dzielnicy żydowskiej. [...] dowiedziałem się dzisiaj, od osoby miarodajnej, że przy burzeniu domów w getcie pracują francuscy Żydzi. Osoba, która mnie o tym informowała, była świadkiem, jak jeden z tych Żydów zamiatał ulicę przylegającą do polskiej dzielnicy. Ledwo trzymał się na nogach. Miało się wrażenie, że to nie on, a miotła jego trzyma. Ubrany był w płócienny, aresztancki strój. Trząsł się jak w febrze i nie mógł opanować drżenia ust, aby coś powiedzieć. Widok był przerażający. Podobnie wyglądała reszta Żydów zajęta przy rozbiórce domów.
Warszawa, 30 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Dzień nam się dłuży. Nie mamy nic do roboty. Przerwaliśmy zajęcia przy lepieniu torebek papierowych, ponieważ firma, dla której pracowaliśmy, nie ma surowca. Ma się w ciągu najbliższych tygodni zmienić i wówczas będziemy mieli pełne ręce roboty.
Tymczasem panuje u nas nastrój oczekiwania na żydowski Nowy Rok, który wypada we wrześniu. Dokładnej daty nie znamy. Pokładamy w nim dużą nadzieję, że przyniesie nam wreszcie wyzwolenie z tego koszmaru.
Warszawa, 26 sierpnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Firma w dalszym ciągu nie dostarczała surowca do lepienia torebek papierowych. Próżnujemy, i to jest najbardziej męczące. Siedzimy w tej izolatce już blisko rok. Każdy dzień to wygrana, to szansa na przeżycie. Jednocześnie nie opuszcza nas świadomość, że siedzimy w celi śmierci – nie wiadomo tylko, kiedy wyrok zostanie wydany. Na milionach Żydów już przeprowadzony. Może do na przyjdą jutro!
Tymczasem usiłujemy byle czym zapełnić czas, aby szybciej mijał, i jednocześnie oderwać się od makabrycznych myśli. Gramy w karty. Cały dzień spędziłem z starszym panem Przączakiem na grze w tzw. tysiąca.
Warszawa, 28 grudnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Ostatni dzień starego roku – tak smutnego we wspomnieniach – minął spokojnie. Z tej okazji wypada spojrzeć wstecz. Mimo wszystko był to rok nadziei. Staram się zapomnieć o przeszłości, o wszystkich strasznych przeżyciach, o balansowaniu na linii między życiem a zagładą. [...] Wciąż się łudzę i mam nadzieję, że przyjdzie dzień wyzwolenia. Uzbrajam się w cierpliwość. [...]
Wieczorem panna Ziuta zostawiła nas samych, udała się do pani Janiny, gdzie miała spędzić wieczór Sylwestrowy. Wróciła po godzinie 24, a więc już w nowym 1944 roku. W chwilę później rozpoczęła się strzelanina, połączona z puszczaniem różnokolorowych rakiet na cześć Nowego Roku. Owacja urządzona przez Niemców trwała ponad godzinę. Przy odgłosie milknących strzałów udaliśmy się na spoczynek. [...]
Zawsze zasypiałem z nadzieją, że przywita mnie nowy dzień, przybliżający nasze wyzwolenie.
Warszawa, 31 grudnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Do wiadomości naszej dotarła nowina, która głośnym echem odbiła się w całej Warszawie. Organizacja podziemna (podobno Armia Krajowa) dokonała zamachu na szefa Gestapo, Kutscherę, zabijając jego i adiutanta. Zamach miał miejsce – jak nas poinformowano – na Dworcu Głównym. Niemcy rozpoczęli pościg za zamachowcami, a jego epilog okazał się tragiczny. Zostali oni osaczeni na moście Kierbedzia. Nie mając innego wyjścia i nie chcąc się dostać w łapy hitlerowców, zamachowcy skakali w nurty Wisły.
Po tym wydarzeniu nastąpiły ze strony Niemców daleko idące represje. Dokonano kilku ulicznych egzekucji, nałożono olbrzymią kontrybucję na ludność Warszawy. Zaostrzono godzinę policyjną do 19 wieczór.
Warszawa, 2 lutego
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Dziś pierwszy dzień wiosny. Budzi ona we mnie nie tylko przysłowiowe odruchy i uczucia związane z tą porą roku, ale – głęboko wierzę – że jest to moja pierwsza i ostatnia wiosna na mojej drodze do wyzwolenia. Nie sądzę, aby ta wiara wynikała wyłącznie z nastroju, jaki niesie zmiana na kalendarzu. Utwierdzają mnie w tym optymistycznym przekonaniu wydarzenia na świecie, a zwłaszcza sytuacja na arenie wojennej. Na wszystkich frontach Niemcy są w odwrocie.
[...]
Godne uwagi są postępy ofensywy Rosjan na wszystkich frontach. Na odcinku północnym wojska sowieckie osiągnęły granicę Estonii. W momencie, gdy piszę te słowa, Rosjanie znajdują się nad Bohem i Dniestrem oraz pod Tarnopolem i Kowlem, a więc w moim rodzinnym mieście. Szkoda, że mnie tam nie ma. Oczekuję nowych, dobrych wiadomości. Oby dotarły one do mnie jak najszybciej.
Warszawa, 21 marca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Dziś wypada smutna rocznica bestialskiego zlikwidowania żydowskiego getta w Warszawie. Likwidacja Żydów kontynuowana jest przez hitlerowców od wielu już lat. Epilogiem tej zbójeckiej działalności była zagłada pozostałej przy życiu garstki Żydów w Warszawie. [...]
19 kwietnia 1943 r. garstka Żydów, przeważnie ludzi młodych, zdecydowała stawić czoło przeważającym siłom wroga. Mieli przed sobą po zęby uzbrojonego przeciwnika, zdecydowanego stosować najbardziej brutalne środki walki, aby poskromić „bezczelność” pariasów. Skazani byli z góry na zagładę. Bo cóż mógł zwojować człowiek, nawet najbardziej zdeterminowany, wobec okrutnego wroga, osamotniony, pozbawiony nadziei pomocy. Mógł być tylko zniszczony. Ta beznadziejna walka przypominała biblijną legendę o potyczce między Dawidem a Goliatem. Tym razem jednak nie zakończyła się ona tak pomyślnie. Tym razem Dawid padł...
[...]
W walce powstańczej przeciwko hitlerowcom – wspólnego wroga całego społeczeństwa – ostatnie tchnienie wydało blisko 50 tysięcy bojowników, ich matki, żony i dzieci. Ich krew nie da się niczym zmyć z rąk zbójców esesowskich oraz ich popleczników. Dzisiaj, w pierwszą rocznicę ich tragicznej śmierci łączymy się pamięcią z ofiarami tego bestialstwa, wyrażając jednocześnie głęboką pogardę dla morderców hitlerowskich.
Warszawa, 19 kwietnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Dzisiejszy dzień zaliczam do najradośniejszych w ciągu czarnego okresu okupacji. Od dawna oczekiwana inwazja wojsk alianckich rozpoczęła się na zachodzie. Krótki komunikat niemiecki donosił o zażartych walkach z oddziałami inwazyjnymi. Wylądowały one w okolicy Zatoki Sekwańskiej. Był to radosny dzień. Nasze myśli i najlepsze życzenia kierowaliśmy do żołnierzy, którzy toczyli śmiertelny bój z hitlerowcami. Nie mogę się powstrzymać od wyrażenia najwyższej czci dla tych, którzy na wszystkich frontach oddają swe życie w walce z przemocą barbarzyńskich hord.
Warszawa, 7 czerwca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Codziennie, z ogromnym zainteresowaniem, śledzimy wydarzenia na rozległych frontach wojennych. Niewiele uwagi poświęcamy naszym, zwykłym sprawom. Nic zresztą szczególnego nie dzieje się u nas. Prowadzimy prawie normalny tryb życia. [...]
Bardziej godne uwagi są wydarzenia na frontach. Ofensywa rosyjska nabiera na sile i całą mocą prze naprzód. Aktualnie wojska sowieckie znajdują się na zachód od Połocka, przed Mińskiem i na zachód od Słucka. Sytuację na frontach ustalam na podstawie komunikatów niemieckich oraz z relacji prasy konspiracyjnej. Jestem w posiadaniu, niewielkich rozmiarów, mapy Europy i na niej kreślę linię frontu. W miejscu, gdzie znajduje się Warszawa, wetknąłem biało-czerwoną chorągiewkę. Przywiązuję dużą nadzieję do szybkiego posuwania się wojsk rosyjskich. Liczę na to, że w momencie, gdy osiągną linię frontu przebiegającą przez Wilno i Brześć, można spodziewać się skoncentrowanego ataku w kierunku Warszawy. Spodziewam się, że Niemcy nie oddadzą tego miasta bez oporu. Mogą nawet stworzyć z niego twierdzę. Dojdzie na pewno do ostrych walk. W ruch pójdą pociski artyleryjskie i bomby lotnicze. Miasto może lec w gruzach. Straty wśród ludności cywilnej osiągnąć mogą ogromne rozmiary. Mimo tej niewesołej perspektywy, z niecierpliwością oczekujemy na ten moment, gdy w zasięgu ręki jawić się będzie szansa na nasze wyzwolenie.
Warszawa, 4 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Trwają obecnie upały. Odczuwamy to szczególnie dotkliwie w naszym pokoju-klatce, w którym przebywa przymusowo pięć osób, nie licząc panny Ziuty. [...] Chodzimy do połowy obnażeni, jednakże duszność i brak cyrkulacji powietrza daje się nam mocno we znaki. Wraz ze zbliżaniem się nocy nasze cierpienia wzmagają się. Poddasze, bez przerwy w ciągu dnia ogrzewane promieniami słonecznymi, pod wieczór staje się podobne do rozgrzanego pieca. W tych warunkach męką staje się przebywanie nocą w łóżkach, nawet we troje osób. Nie sposób spać, noce stają się długim pasmem męczarni. Jesteśmy osłabieni i z utęsknieniem wypatrujemy deszczu. [...] Uratować nas może tylko deszcz, inaczej rozpłyniemy się.
Warszawa, 9 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
W tempie, w jakim posuwają się Rosjanie, można oczekiwać, że począwszy od dzisiaj (10 lipiec 1944 r.) działania wojenne dotrą – za 10–14 dni – do bezpośredniego sąsiedztwa Warszawy. Jesteśmy w doskonałym nastroju. Zapominamy o wszystkich niedogodnościach związanych z warunkami życia, niewygodami, upałem, a nawet o wzajemnych antagonizmach i antypatiach. Zbliża się zwrotny moment w naszym życiu. Po napisaniu tych słów ogarnęły mnie wątpliwości. Czy nie za wcześnie się radujemy? Wszystkie niewiadome przed nami.
Warszawa, 10 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Ucieczka Niemców z Warszawy przybiera masowy i paniczny charakter. W dalszym ciągu możemy to obserwować z naszego okna. Ruch na Dworcu Wileńskim trwał całą noc. Odjeżdżały stamtąd także transporty wojskowe. Ulicami Pragi trwa, na dużą skalę, ewakuacja cofających się wojsk z frontu wschodniego. Dopiero dziś dowiedziałem się o rozmiarach ich klęski. Okazało się, że front został przerwany na dużym odcinku i – jak można wnioskować z niemieckiego komunikatu – Sowieci posuwają się szybko w kierunku Warszawy, nie napotykając na poważniejszy opór Niemców.
[...] Na ulicach Warszawy odczuwa się ogromne napięcie. Oczekuje się, że o miasto toczyć się będą ciężkie boje. Nikt nie wierzy, że Niemcy wycofają się z Warszawy bez walki. A może tak się stanie. Byłby to cud!
Warszawa, 25 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Wczoraj przeżyliśmy tragiczne chwile. Pod wieczór dały się słyszeć głośne detonacje i w pewnej chwili powietrze przeszył przeraźliwy świst spadającej bomby lotniczej. Ugodziła ona w budynek oddalony od nas o około 20 metrów. Po eksplozji natychmiast wybuchł płomień. [...]
Tymczasem wokół nas, bez przerwy, dochodziły odgłosy detonacji po wybuchu bomb. W kilku sąsiednich domach wybuchł pożar. Głównym celem nalotów sowieckich był Dworzec Wileński. Sporo kamienic z sąsiedztwa tego dworca ucierpiało od pocisków lotniczych. Nalot wciąż trwał i w każdej chwili jedna z bomb mogła ugodzić w nasz dom.
Warszawa, 27–28 lipca
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Ludność Warszawy oczekiwała wyzwolenia miasta. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Przestały ukazywać się gazety. 1 sierpnia 1944 r. do uszu naszych dotarł huk armat, pierwszy symptom zbliżającego się frontu. Tego dnia, o godzinie 17, rozpoczęła się działalność oddziałów konspiracyjnych Armii Krajowej. W mieście powstała gwałtowna strzelanina. Z okna naszego poddasza na ulicy Targowej 64 mogłem obserwować grupę AK przeprowadzającą akcję bojową przeciw Niemcom na terenie Dworca Wileńskiego. Wydarzenia te spowodowały, że ulice Pragi wyludniły się. Jedynie sporadyczne wybuchy granatów i serie strzałów z automatów przypominały o toczących się walkach. Na Pradze sytuacja taka trwała przez trzy dni. Można było odnieść wrażenie, że nastąpiło uspokojenie. Nawet odgłosy huku armat nie docierały do nas. Stopniowo życie wracało do normy. Na Pradze ludność czyniła gorączkowe zakupy. Nie było już rzeczą łatwą zaopatrzyć się w najniezbędniejsze artykuły – kaszę, kartofle, mąkę, masło itp. W tych warunkach trzeba było mieć znajomości i więcej pieniędzy, ponieważ ceny rosły z godziny na godzinę. Gazety nadal nie ukazywały się. Byliśmy jakby odcięci od świata. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje w Warszawie, jak przedstawia się sytuacja na froncie. Niepokojące wieści dochodziły ze stolicy. [...] Nic dokładnie nie wiedzieliśmy. Zapanowała cisza.
Warszawa, 1–6 sierpnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Dowiedzieliśmy się, że Niemcy przystępują do okrążenia kompleksu domów na Pradze, przeprowadzając skrupulatne rewizje w poszukiwaniu broni. Również i my spodziewaliśmy się lada dzień podobnej operacji. I tak też się stało. Z wypiekami na twarzy przybiegła do nas panna Ziuta z hiobową wiadomością, że w kamienicy są już Niemcy i lada chwila zjawią się w naszym mieszkaniu. [...] Szybko przystąpiliśmy do usuwania wszystkich „kompromitujących” przedmiotów w pokoju, chowając do skrytki. Po chwili wszyscy znaleźliśmy się w niej. [...]
Zgodnie z rozkazem Niemców wszyscy domownicy mieli zgromadzić się na podwórzu, zostawiając jedną osobę w mieszkaniu. Na schodach dały się już słyszeć głosy i ciężki tupot butów. To były kroki Niemców. Za chwilę znajdą się w naszym pokoju. Serce zamarło mi z przerażenia. Do mieszkania weszło dwóch Niemców w towarzystwie kobiety, lokatorki tego domu, która biegle władała po niemiecku. Przetłumaczyła żądanie Niemców, aby panna Ziuta podniosła pościel na łóżkach. Panna Ziuta okazała dalej idącą usłużność, wyciągając i otwierając walizki, które znajdowały się pod łóżkiem. Niemcy rozglądali się widocznie po pokoju, ponieważ w pewnym momencie powiedzieli, że u nas jest biednie, ale za to bardzo czysto. „Przewodniczka” odprowadzając Niemców, jakby natchniona dobrym duchem, zwróciła się do Niemców powiadając, że panna Ziuta mieszka sama – dając im do zrozumienia, iż nie ma po co dłużej tutaj przebywać. Skierowała się pierwsza do wyjścia, a w ślad za nią podążyli Niemcy. My w skrytce budziliśmy się z odrętwienia. Wygraliśmy jeszcze jedną stawkę o nasze życie.
Warszawa, 8 sierpnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Niemieckie naczelne dowództwo pragnie uniknąć niepotrzebnego przelewu krwi, który szczególnie dotknie niewinne kobiety i dzieci, i wobec tego ogłasza następujące wezwanie:
1. Ludność zostaje wezwana do opuszczenia Warszawy w zachodnim kierunku z białymi chustkami w ręku.
2. Niemieckie naczelne dowództwo gwarantuje, że żaden mieszkaniec Warszawy, dobrowolnie opuszczając miasto, nie dozna żadnej krzywdy.
3. Wszyscy mężczyźni i kobiety zdolni do pracy, otrzymają pracę i chleb.
4. Niezdolna do pracy ludność zostanie ulokowana na zachodnich obszarach warszawskiej gubernii i otrzyma zaopatrzenie.
5. Wszyscy chorzy oraz starcy, kobiety i dzieci, potrzebujące opieki, otrzymają pomieszczenie i opiekę lekarską.
6. Ludność polska wie, że armia niemiecka walczy jedynie z bolszewizmem. Kto w dalszym ciągu daje się wykorzystać, jako narzędzie bolszewizmu, bez względu na to, pod jakiem hasłem, zostanie bez wszelkich skrupułów pociągnięty do odpowiedzialności.
7. Ultimatum to jest terminowe.
Warszawa, 10 sierpnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
My wciąż czekamy na Rosjan, tak jak nasi rodacy na Mesjasza. Pytanie tylko, czy jednakowy będzie rezultat naszych i ich oczekiwań? Czy doczekamy się chociaż chwili wyzwolenia i możliwości odetchnięcia pełną piersią, bez strachu i obawy, że w każdym momencie grozi mi śmierć. Czasami , w chwilach głębokiej rozterki, rodzi się we mnie żal i gorycz, a nawet pretensja do Rosjan, że nie przychodzą szybciej, aby nas wyzwolić z tego koszmaru. Beznadziejność naszej sytuacji pogłębia jeszcze fakt, że pozbawieni jesteśmy jakichkolwiek wiadomości ze świata. [...] Zastanawiam się, czy sądzone mi jest ujrzeć bolszewików na własne oczy? Nie wiem, czy zapiski te będą kiedyś przez kogoś czytane – czuję jednak potrzebę wystosowania takiego apelu: Rosjanie, pospieszcie się, przychodźcie, i to najszybciej, aby uratować zgnębionych do ostatnich granic sponiewieranych ludzi!!!
Warszawa, 7 września
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.